Depresyjne bajeczki I – Marcela

Daleko, daleko, na kompletnym, godforsaken zadupiu końca ul. Gdańskiej, mieszkała ze swoją złą siostrą, Marcela. Czarnowłosa 17-latka. Była ona dobra i ładna, choć jej uroda nie była oczywista. Dziewczyna przyhołubiła kulawego kota i trzymała w słoiku po ogórkach bojownika Hektora, którego znalazła porzuconego przez właściciela w kałuży, koło Imperium. Nie miała chłopaka, bo mimo kształtnych bioder nie robiła szału biustem. Siostra jej, Kamila – co innego. Dlatego, co wieczór, musiała męczyć się odgłosami z sąsiedniego pokoju. Bolało. Bo przecież ona też pragnęła, a się jej nie układało w związkach.
Które nie były częste. A Kama, co piątek, wbijała na kwadrat to z innym Sebą.
Nie było nigdy problemu z weekendowym tripem na kurczaki do Szczytnicy.
Bo buma w dizelku, albo w gazie, zawsze była na dostępie.
Na każdy klik na smartfonie. 

I dlatego Marcela postanowiła się wyprowadzić. Na stacji benzynowej, gdzie pracowała na kasie i wkładała ciepłe parówki do hotdogów, poznała starszego od siebie, o 7 lat, Patryka, który wrócił z wysp, gdzie robił na skaffoldzie. Umówili się w Envy, a potem pili breezery pod wiatą na wózki koło Carrefour’a. Potem ją całował delikatnie w szyję koło ucha. Ciarki ją przeszły. Potem poszedł się wysikać.

I w 3 dupy zniknął i nigdy nie wrócił, a telefonu nie odbiera.

Depresyjne bajeczki II – Nerd Alan

Alan był dobrym i spokojnym chłopcem. 17 lat. Niczym się nie wyróżniał. Nie przepadał za towarzystwem. Nerd, ścisłowiec. Raczej zakompleksiony. Daleko mu było do wyglądu Biebera. Trochę zwichnięty przez nadopiekuńczą mamę, Jolantę. Trochę niedoformowany przez starego. Który od 15 lat robił w Reichu, bo trzeba było spłacić dom na Kwiatowym i w ogóle dokładać do bieżączki. Dlatego nie było mu łatwo odnajdować się w środowisku rówieśników. Którzy pakowali na siłce, ściemniali farmazonem femki, spełniali się grając na gitarach, bębnach, klawiszach, czy nawet jak już zupełnie talent nie dopisał – miksując w didżejce.

Alan nie. Nawet nie wyrabiał na adapterach. W zasadzie tylko grał online. Tu był jak Bóg. Kochał symulacje samochodowe. Wyścigi. W NFS’a ciął jak chciał. Nabijał outlawy, fugitivy, burnouty z bezczelną i wyzywającą wręcz swobodą kciuka na padzie. Wbijał levele lewą ręką, prawą wyszukując w tym czasie, w salaterce dostarczonej przez matkę, żelki o pożądanym kształcie i kolorze. Przygotowywał się do startu w eliminacjach światowych Extreme Masters, by zgarnąć nawet ćwierć miliona baksów.
I wszystko było pięknie, do momentu, gdy… wszystko pieprznęło.

Czytaj dalej „Depresyjne bajeczki II – Nerd Alan”