Niebezpieczna ciekawość

Jak byłem mały, poszliśmy z mamą do ciotki Edzi, która mieszkała przy Kilińskiego, z wujkiem Marianem, psem Amorem i starszym kuzynostwem, które już zasadniczo było w wieku korkowym.
Coś ja tam robiłem w ich pokoju, generalnie pętając się po mieszkaniu usłyszałem, że ciotka mówi do mamy, że „Marian to ma węża w kieszeni”.
W przedpokoju wisiała akurat marynarka wujkowa, więc – jak to dzieciak, zakradłem się, wspiąłem na paluszki i włożyłem rękę do bocznej kieszeni.
Wtem, strasznie mnie coś dziabnęło nad małym palcem. Z bólu i strachu się mało nie odbiłem od ściany przeciwległej. Aż krzyknąłem. Uciekłem do pokoju kuzynów.
Wpadła matka z ciotką. Co się stało?!
Ja oczywiście ani myślę się przyznać, ale… zacząłem sinieć i puchnąć.
Zawołały pogotowie.

Bym się przewinął, gdyby mi na Jeleniogórskiej nie podali surowicy.

[$tary]