Wesele w oparach amoniaku

W MOSiR

Był anno domini 1979, gdy polski socjalizm, zmierzając do komunizmu utykał w kolejnych wybojach i koleinach – wtedy kolejny raz zmieniłem zatrudnienie, które było, jak również w przypadkach moich współrodaków – zakamuflowanym bezrobociem: Zostałem kierownikiem technicznym Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji z obowiązkiem utrzymywania w zdatności do użytku – wraz z brygadą podporządkowanych mi kilku robotników – zespołu basenów, sztucznego lodowiska, hoteliku wraz kampingiem.

O wadze tej instytucji na zewnątrz przesądzał nawis biurokratyczny w postaci dyrekcji, księgowości i działów w rodzaju: kadry, transport z jednym, ciągle niesprawnym żukiem (rodzaj furgonetki), a moi pracownicy mieli jako narzędzia: obcęgi – kombinerki, młotki i parę zdezelowanych kluczy i śrubokrętów. Wiary w siebie dodawał im krzepki brygadzista Marian, który nieodmiennie przełamywał wszelkie bariery, piętrzące się przed realizowanym akurat celem lub zwątpieniami brygady, twardym górnośląskim stwierdzeniem: Nie ma ciula na Wilima![1]

Czytaj dalej „Wesele w oparach amoniaku”

Wstrząsająca afera „Leśnego Potoku”

Siedzieliśmy ostatnio z red. DinX’em, znużeni upałem, zanurzeni po szyje w basenie na Jeleniogórskiej. Mieliśmy zapalone, regulaminowo, po 4 diody -znaczy, jeden browar – jedna dioda.

-Czytałem ostatnio u Benka, że miała być betonowa niecka w tym basenie, a jest stalowa, wyrzekłem leniwym głosem.

-Co to zmienia dla nas na dłuższą, lub krótszą metę? – zapytał, jeszcze bardziej leniwie DinX, zaopatrzony w bardzo srebrne podróbki aviatorów Ray-Bana, przez które ogarniał zgrabne tyły lokalnych plażowiczek.

-Na krótszą nic, ale mogą cofnąć dofinansowanie z Unii, czy coś i miasto będzie musiało płacić – odpowiedziałem, zgodnie z uzyskanymi w lokalnych publikatorach informacjami.

-Omywa mnie ta informacja w kroczu chłodnym strumieniem „Leśnego Potoku” – odrzekł DinX i zmienił obiekt zainteresowania z brunety na blondynę.

Przestałem się odzywać do czasu odpalenia piątej diody.