3 opowiastki z hrabstwa

1) Godziny szczytu Staroszkolna. Od strony Gałczyńskiego toczy się nauka jazdy. Skręca w kierunku centrum i zaraz za skrzyżowaniem, zaczyna trening parkowania w lewo. Od strony miasta jedzie jedno auto za drugim – a uwierzcie, z tyłu – za moim autem zrobił się korek na jakieś 8 pojazdów. Tak sobie staliśmy z półtorej minuty. Tak – wiem. Gdzieś się trzeba nauczyć jeździć. Ale parkować – można się uczyć na placu.

2) DK 94 w kierunku na Zgorzelec. Zakręt i „Bliska” przed Brzeźnikiem. W lewo na Mierzwin. Jadę 80 km/h (jest tam nawet ograniczenie do 70. Dla Golfiacza kombi to wyraźnie za mało. Wyprzedza na tym zakręcie, skrzyżowaniu i po białych pasach tam namalowanych. Następnie tuż za kolejnym skrzyżowaniem w lewo, na Zabłocie/Nowy Jork – wyprzedza następne auto. I… dojeżdżamy do Brzeźnika – i ten pajac, zaraz za tablicą, 200 metrów od radaru zwalnia… nie, nie do 50, ale kurwa do 35.
I tak się wleczemy, aż za kościół. Taki kozak.

3) Hit w przenośni i dosłownie. Opowieść ziomka, który to obserwował od strony Ceramiki. Rondo przy Kościuszki. Kolesina – no, a jakże – Golfiaczem. W kierunku Kruszyna. Postanawia być bardzo gwałtownie uprzejma i i daje hebla w deskę, przed jakimś Sebkiem, co popieprzał po chodniku na rowerze w podartych gaciach i z rozbitym pyskiem. Była bardzo czujna – bo Sebek był jakieś 5 metrów od przejścia. Wali jej po tym hamowaniu w tył Volvo, a w Volvo – dostawczak. Sebek zmywa się rowerem w kierunku północnym – nie mówiąc nikomu ani dzięki, ani spierdalać.
Za chwilę goni od strony miasta jakiś zdyszany typas.

Okazało się, że ten Sebek mu ukradł rower 🙂