O odkurzaniu.

Zupełnie bez złośliwości dokonam pewnej analizy.

Czego potrzebujemy aby posprzątać jakąś powierzchnię? I uściślijmy – posprzątać, nie uporządkować. Historycznie i ewolucyjnie rzecz biorąc – potrzebujemy do tego np. miotły, zmiotki, grabek – do zgarnięcia, wygarnięcia i zgromadzenia zanieczyszczeń, a także szufli, szufelki, łopaty – do ich usunięcia z powierzchni sprzątanej.

Efekt sprzątania to powierzchnia oczyszczona wizualnie i fizycznie, a brud wyniesiony, wywieziony – do kosza, zasobnika, śmietnika i dalej, tam gdzie wywozi się zanieczyszczenia.

Ewentualnie, gdy już jesteśmy na poziomie cywilizacyjnie wyższym – używamy odkurzacza. Odkurzacze dzisiaj to jest, jak wszyscy wiecie – pole technologicznych popisów. Długi czas była tam stagnacja, którą łamał jedynie, znakomity, amerykański Rainbow z separatorem odśrodkowym i filtrem wodnym, ale później już pojawiły się tanie odkurzacze z filtrami HEPA, następnie roboty Roomba i ich liczne klony, a także pionowe odkurzacze bezprzewodowe, które są dziś bardzo popularne, bo poręczne, a oferują kapitalną wydajność.

Dzięki odkurzaczom mamy z głowy namiatanie na kupki, machanie miotłą – brud ląduje w zasobniku urządzenia, z którego trafia do śmietnika. To jest ewolucja sprzątania – związana z rozwojem technologicznym.

Można też sprzątać powierzchnie na mokro. Tutaj też technologia poszła do przodu. Zamiast ścierki i wiadra, mamy dziś przemyślne mopy – płaskie, okrągłe z osączarkami, itp. Niemniej znów brud trzeba zebrać i umieścić w zasobniku z wodą, a wodę z brudem – usunąć.

Jako, że dorastałem jeszcze w PRL, znienawidzonym ustroju, w którym to w szkołach, żłobkach i przedszkolach byli co tydzień lekarze, a onaniści publiczni nie bawili się z milicją w kotka i myszkę, bo milicja, nie bacząc na subtelności norm prawnych w zakresie wolności obywatelskich przyjeżdżała do co drobniejszych występków i rozwiązywała je szybko i skutecznie za pomocą gumowych pałek, nie kłopocząc nawet prokuratury, kolegiów wykroczeń, a tym bardziej Wysokich Sądów.

W okresie więc tamtym, słusznie minionym, widziałem jak się w Bolesławcu sprzątało ulice.

Na wiosnę wychodzili licznie ludzie z komunalki w pomarańczowych kamizelkach, zaopatrzeni w specjalne wózki, miotły brzozowe i klasyczne, szufle – zamiatali starannie ulice, tworząc charakterystyczne kupki – co kilkadziesiąt metrów.

Po tych ludziach z miotłami – jechały pojazdy z pracownikami, którzy te kupki ładowali szuflami na krytą i zamykaną przyczepę, czy platformę ładunkową (tzw. bajadery) i wywozili. Oczywiście jeździły również zamiatarki i polewaczki. Polewaczki, które zmywały z ulicy drobniejszy piach i brud. Z polewania ulic zrezygnowano w Polsce około 20 lat temu. Ze względu na ceny wody.

Dlaczego to wszystko piszę? Bo miałem okazję na własne oczy oglądać dzisiejszą akcję sprzątania ulicy, które to akcje były tu u nas, ostatnio, dość żywo komentowane.

Przejechała maszyna ze szczotkami, która brud i osady zruszyła, a po niej przeszedł oddział panów z dmuchawami. I przysięgam, oni po prostu przedmuchali brud z chodnika i jezdni z prawej strony na lewą, a następnie przeszli na lewą i przedmuchali go na prawą. Tak było, nie zmyślam.

Ten brud nie został usunięty – tylko rozproszony i relokowany. Powierzchnia została „uprzątnięta” wizualnie, ale nie fizycznie.

Dodatkowo tuman kurzu poszedł na elewacje, karoserie i w płuca.

W zakresie sprzątania ulic cofnęliśmy się cywilizacyjnie, mimo postępu technologicznego, o jakieś 30-40 lat.

[$tary]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.