Karły, dwugłowe cielęta i owłosione kobiety

Miałem nie tak dawno niewątpliwą nieprzyjemność obejrzeć przez przypadek, w jednej z TV, najnowsze show, stanowiące oś zainteresowania krajowych elit intelektualnych, w chwilach gdy przypadkiem w siostrzanej stacji nie napawają się codziennym festiwalem charkania na Kaczyńskich. Program zatytułowany jest bodaj: “Mam talent” i jest współczesnym ucieleśnieniem objazdowych cyrków dziwolągów, które bawiły hołotę jakieś 200 lat temu. Eksploatowana do granic możliwości, od czasów Idola konwencja, w której szaraczki mogą pokazać się na wizji – stanowiąc jednocześnie tło dla sfilcowanych gwiazdek wylansowanych krajowym podciśnieniem w branży medialno-rozrywkowej.

Ach! No i jeszcze do tego wszystkiego sprawdzony już w starożytnym Rzymie motyw łaski, bądź niełaski dla wypuszczonego na arenę – jelenia. Klasyka gatunku.
Jednak niesmak, jaki budzi ten zestaw – gdy na scenę pcha się jakiś koleżka, którego pętają kaftanem bezpieczeństwa, kwartet klasyczny, który wijąca się w przerysowanych zachwytach aktorka Foremniak przerabia na półkurwia z cycem na wierzchu, zaś do 10-letniego tańczącego chłopca – Wojewódzki z Prokopem gadają o biustonoszach i plemnikach. Do kompletu Agnieszka Chylińska, jedna z najlepszych polskich wokalistek rockowych, symbol – swego czasu anarchii i nonkonformizmu, w jednej ławie z tymi pokrakami – wzruszająca się do łez, gdy jakaś 10 letnia dziewczynka – śpiewa, o zgrozo, pieśń z repertuaru Violetty Villas.

To nie jest tak, że pieniądze nie śmierdzą. Śmierdzą jak cholera. Ale są tacy, którym, choćby najpodlejszy smród gówna w życiu nie przeszkadza.

Trzeba mieć, rozumicie, nerw i gust, aby to oglądać.