Blokada dobrej nadziei.

[18] 25.09.2020
Jestem w normalny sposób, człowiekiem podlegającym, emocjonalnym pływom. Staram się, oczywiście być, szalenie pewnym siebie, alfa-samcem, ale… po prostu różnie bywa.
Bo, nie jestem alfa-samcem, tylko normalnym chłopaczkiem z małego miasteczka. Usiłującym być sobą. Więc jak złapałem dobrą robotę, z wypłatą 3 na rękę, to oczywiście, Justyna Białozębna z Santandera, mi listy zaczęła wysyłać, co miesiąc, że mi kupi co zechcę.

Ale ja z rozsądkiem. Audi 2.0, a potem, po ludzku – Honda CBR1000 – model 2010.

Izę, bo miała identyfikator – zobaczyłem pierwszy raz na stacji paliw.
Iza jest przepiękna i (co oczywiście z ostrożności zakładałem) – poza moim zasięgiem.

Jestem wprawdzie wysoki, ale z mordy raczej przeciętny, bo dość pryszczaty nieustająco.
I blizny mam po ospie. Staram się coś z tym robić, ale idzie średnio. Niektórzy mają problem, bo 10 cm w pasie, a ja mam nieustający problem na pysku. 10 cm w pasie, to da się – w dwa miesiące załatwić. Gęby nowej sobie nie sprawisz. Ale w życie trzeba grać, a nie czekać.

Czytaj dalej „Blokada dobrej nadziei.”

Z cyklu: fakt autentyczny. Dymex I

Tangens, mój dobry kolesiowiec, w wigilię kaca po 33 urodzinach, stał oparty o sosnę w lasku paląc Galuaza. Na prawo od nas ział ciemnością parów, zwany przez lokalesów z Koziej Górki – Diabelskim Wąwozem.

Kiedyś, rzekł puszczając chmurę Tangens, sobie tak myślałem, przedstawiałem…, że coś będę w życiu znaczył, rozumiesz…, coś nastąpi, jakaś kreacja, jakaś rola moja istotna

Zaciągnął się głęboko.

I co kurwa? Wyłysiałem, a nawet czwórki w totka trafić nie mogę.

Yves Klein. IKB.

Konstanty Mucha

[11] 20.05.2019

W sobotę były moje urodziny, wczoraj były urodziny Belli, w następną sobotę urodziny Padre. Wieczorem wszedłem do kibla, stanąłem nad muszlą i miałem zacząć, gdy wtem, w wodnym oczku, zauważyłem ruch, drobnych, koncentrycznie rozchodzących się, fal. Mucha wpadła i się topiła.

Mam taki feler, że w różnych zadziwiających momentach, mózg mój przełącza się na tryby alternatywne. Oczywiście nie zawiódł i tym razem.

Konstanty Mucha
Czytaj dalej „Konstanty Mucha”

Mrówkoportacja

[8] 15.11.2018

Jadę. Spotify. Grubson. Ten most. Rondo. Stoję. Policja. Tak patrzę na tego mundurowego. Fajny. Myślę. Ciekawe jak wygląda jego dziewczyna.

B@dMan pisze: dzwoń.

Dzwonię. Mówi – lecimy na Majorkę po taniosze.
Pomysł nie jest zły.

Ale… przecież nie zostawię tu tych ludzi w Bad Bunzlauer, jesienią.
Gdy ich dusi depresja i średniość szczęścia. Rosnąca cena dizla.

A ja sam, z alkoholem. Na piaskach Majorki?
Kurwa, szczęśliwy?

Nie mój styl.

Czytaj dalej „Mrówkoportacja”

Niebezpieczna ciekawość

Jak byłem mały, poszliśmy z mamą do ciotki Edzi, która mieszkała przy Kilińskiego, z wujkiem Marianem, psem Amorem i starszym kuzynostwem, które już zasadniczo było w wieku korkowym.
Coś ja tam robiłem w ich pokoju, generalnie pętając się po mieszkaniu usłyszałem, że ciotka mówi do mamy, że „Marian to ma węża w kieszeni”.
W przedpokoju wisiała akurat marynarka wujkowa, więc – jak to dzieciak, zakradłem się, wspiąłem na paluszki i włożyłem rękę do bocznej kieszeni.
Wtem, strasznie mnie coś dziabnęło nad małym palcem. Z bólu i strachu się mało nie odbiłem od ściany przeciwległej. Aż krzyknąłem. Uciekłem do pokoju kuzynów.
Wpadła matka z ciotką. Co się stało?!
Ja oczywiście ani myślę się przyznać, ale… zacząłem sinieć i puchnąć.
Zawołały pogotowie.

Bym się przewinął, gdyby mi na Jeleniogórskiej nie podali surowicy.

[$tary]

Słynny wywiad Bunzlauera z ceramiczną ławką.

– Witaj Ławko! Jak się nazywasz?
– Manolo Adolf Banksy.
– Jesteś w Bolesławcu już kilka dni, co zrobiło na tobie do tej pory największe wrażenie?
– Zdecydowanie Dupa Romana.
– Czy bolesławiecki rynek to jest to o czym może marzyć ławka taka jak ty?
– Zasadniczo nie, bo od młodości byłam gliną i miałem zostać gliną. No ale Grobelnemu nie wyszedł ten piec na Święcie Ceramiki i postanowił się zemścić na glinach. Wziął w łapy, gniótł, lepił, palił. Jak to ci od ceramiki. Oni mają zawodowo coś do gliny. Nie odpuszczą jak nie przerobią zwykłej gliny na jakieś dziwactwo. Ja mam jednak spore ambicje i mierze wysoko. Wiem, że amerykańscy demokraci są zainteresowani wykorzystaniem mnie w kolejnej kampanii wyborczej w USA. Obama dopytywał osobiście swoich ludzi, czy negocjacje z Romanem będą wchodziły w grę i czy będzie możliwe użyczenie mnie w roku 2016 na okoliczność kampanii prezydenckiej. Z tego co mi wiadomo polecę do Waszyngtonu z obstawą Gospodarzy w Powiecie, pod bezpośrednim nadzorem pana Podkładka.
– Czyli kariera międzynarodowa…
– No tak.
– Ale czy Bolesławiec, jako taki, będzie z tego użyczenia ciebie miał jakieś zyski?
– Tak. Obama przyśle na Święto Ceramiki 2017 – 20 ton fajerwerków po obniżonej cenie i jak się wyrobią, to koncert Britney na DVD, z dedykacją dla mieszkańców od podsekretarza stanu.


– Czy twoja premiera w rynku, akurat teraz, to przypadek, czy było to zaplanowane?
– No wiesz, jak ktoś się szarpie na jedną taką tłustą ławkę jak ja, co waży prawie tonę – to na 100% nie jest przypadek. Jak stawiali te 28 ławek obok siebie, za kościołem na pl. Zamkowym to nie było fotoreporterów i licznej reprezentacji tych różnych starych i grubych mężczyzn…
– No, fakt. Czego może jeszcze pragnąć taka masywna ceramiczna ławka jak Ty, przed zimą?
– Bardzo fajnie byłoby mieć jakiś taki sprytny osprzęt co by dupę ogrzewał w chłodne dni – to się rozumie samo przez się, a i fejm byłby znacznie większy! Sklejaj! Ceramiczna ławka – no fajnie. News niby OK, parę dni pochodziło w mediach, zasadniczo lokalnych, ale jakby była ceramiczna ławka – która podgrzewa zimą dupę! To już by szło w Europę i świat!
– To prawda! Dziękujemy za rozmowę!

Cuda nocą, spojrzenia księżyca i 10 baniek w totka.

Andante Allegro miał na rano do roboty. Rano późne. Bo nie było mu w smak od maleńkości się szarpać. Nastawiony przed snem radiobudzik z wrodzonym sobie bezwdziękiem odpalił nagle i bez wstępów:
gawarit Moskva! Rabotajet wsie radiostancje Sovietskovo Sajuza! Moskievskie Wriemia diesjat czasov, dvie minuty!

Się potem obudził. Czy nie. 
W każdym razie, miał nie do końca zbalansowane układy z ludźmi, od których mocno zależał.
Był moment, że się zatrwożył, wyhamował.
Ale spojrzał w niebo, które jak zwykle uświadomiło mu małość ludzkości względem potęgi wszechświata.
Zapalił sobie. Skiego.
Dyskretnie burknął ośmiocylindrowym motorem Firebirda i zapomniał o zatrzymywaniu się. Już kiedykolwiek. W drodze do swojej fabryki.

Zapomniał bo musiał. I wtedy zamarzył o jej zwiewności.
Jak chwili. Wieczornej mgle.
Przeganianej przez świszczący podmuch – ducha przełęczy.
Zamarzył o niej jak o śnie.
Który budzi uśmiechem. I półwytrawnym smakiem. I pozostawia niedosyt…

Manu Chao – El Viento

Wiatr gdzieś leci i powraca.
Tak jak człowiek, przez granicę.
Jak głód.
Bez wyraźnego powodu.
Tak, se chodzą wzdłuż szosy…

Co rok w środku miasta

Dzisiaj, około 23.00, czyli niedługo po zakończeniu życia, udałem się na spokojne zakupy do Tesco. 2 i pół litra wina, miętowe cukierki, by zabić mizmat sowich odchodów w gębie i noworutin ce.

Nie męczyłem karku, gdyż sfera moich zainteresować znajdowała się, jak to w przypadku zubożałej szlachty, na regałach poniżej kolan. Wreszcie po napełnieniu koszyka uniosłem wzrok, by przekonać się o tym, że na 578 stanowisk kasowych, które wyznaczały regularną linię wygasania markecianego horyzontu, czynne są dwa. Do każdego z nich podłączał się ogon 30 osób, posiadających gęby jak z kreskówki.
Nawet była Kasia bez makijażu. Szok.
Stworzył się w tym markecie, taki rzekłbym, nastrój przedświąteczny, bo zobaczyć coś podobnego o 23 normalnie nie można. W końcu dziewczę przyszło, gdy czaiłem się, a właściwie podrzemywałem, czekając na cud jaki i oznajmiło, że włącza kasę, ale “to potrwa zanim rozłoży”.
I tak się opłaciło, bo byłem drugi, ale trzeci, gdyż dziewczyna z kulkami w powiece, zawołała swojego chłopca, też z kulkami i mimo, że to ona była zgodnie z moim odczuciem trzecia, to moje odczucia, dla niej, znaczenie miały raczej drugoplanowe i w ten sposób stałem się trzeci.

U wyjścia z marketu był tłumek ludzi. I plecami stał odwrócony chłopak w kurtce SUZUKI. Miał w dłoniach dwie, dorodne, róże pąsowe. A wyciągnął je z samochodu Ford Sierra, który mógłbym przysiąc, cały był tymi kwiatami wypełniony.
Odjechałem. Drogę przebiegł mi kotek. Potem wchodziłem po schodach i koty się biły.
I się myliłem, bo to nie koty były, a jakaś kuna, która tego kota normalnie goniła.
I takie rzeczy, rozumicie. W środku miasta.