Miasto Portowe Bolesławiec

[12] 01.10.2019

Te wpisy miały być co tydzień, albo dzień. Okazało się, że ta obietnica sprzed roku warta była tyle, co proza życia. Poprzednia notka była w maju. Sam przyznaję, że to skandal. Ale może chodzi o to, że lato eliminuje depresję, a jesień uruchamia. A, jak wiadomo – większość pisarzy, artystów i w ogóle, innych wybitniaków, to utaplani w depresji psychole…

To może streszczę, co się działo ważnego, od maja, bo bardzo miałem plany ambitne na ten sezon ciepły. Miałem schudnąć 10 kilo, wystartować kilka razy w jakichś amatorskich zawodach sportowych, poznać nową dziewczynę, ograniczyć picie, zacząć oszczędzać i 4 lata od końca remontu, zamontować rolety w pokoju.

Podsumujmy sukcesy.

-Schudłem do czerwca 2 kilo. Do lipca przytyłem 4.
-Wystartowałem w zawodach rowerowych w BC – na których mało nie umarłem z wysiłku. Dziewczyny nie poznałem, picie utrzymuje w normie. Ostatnie raporty z konta oznaczają, że ktoś kłamie. Albo oni – ci co gadają, że jest tak, kurwa dobrze, albo, że ja wydaję znacznie więcej niż rok temu.

Zamontowałem 1 roletę. Jeszcze tylko trzy.
Proszę o łaskę. To trwa prawie 20 minut.

Czytaj dalej „Miasto Portowe Bolesławiec”

Chciałbym pogadać z Jackiem

[6] 05.10.2018

Polski Riverside – 31 miejsce wśród najlepiej sprzedających się płyt brytyjskiego Top 40. Darski z Behemothem w 2014 dojechał do 58 miejsca, a Basia Trzetrzelewska w roku 1988 dobiła do pozycji 61.
Pomyślałem, że chciałbym pogadać o tym z Jackiem, który powędrował od nas w inne strony wszechświata, dnia 24 września 2017. W głowie mam jakby, tę rozmowę. Słyszę co mówi, jak żartujemy. Do czego nawiązujemy. Ja się mniej znałem – on doskonale znał branżę muzyczną.


Numer pewien dobry. Chodziła mi po głowie taka stara nuta, którą usłyszałem, raz wieczorem, w radiu RMF. Ale męczyła mnie dłuuugo i namiętnie. Chyba ze 3 lata. Przeczuwałem, że to późne lata 70-te. Pamiętałem melodię i jakieś okruchy tekstu, które wpisywałem nawet w wyszukiwarki, przeglądałem listy przebojów. Nic. Bez efektów.

Któregoś wieczoru wróciłem dobrze zrobiony i znów miałem napad na te nutę. W windzie. Na klatce. Była jakaś 1:30.
Widzę w smarkfonie – Jacek online.
Piszę – słuchaj jest temat. Jest taki kawałek, ale tylko potrafię go zanucić, no trochę zaśpiewam… 🙂
Dawaj na Skype! – odpisuje.
Włączyłem się.
I tak cicho i wyraźnie mu zaśpiewałem co zapamiętałem…
Rozłączyłem się. Chyłkiem wbiłem w posłanie, by nie budzić domowników.
Za chwilę, ding-dong. Mesydż od Jacka:
Paul McCartney – Monkberry Moon Delight.
To było to.


Trzymaj się tam Brachu!
Myślę czasem, że spotkamy się wcześniej, niż później