Grudniowa wyprawa

Obudziłem się z trudem. 10 minut drzemki na budziku. Jeszcze gorzej się zrobiło. Wróciły codzienne, poranne, pytania o sens. Nikt mnie nie rozumie. Toteż postanowiłem rzucić to wszystko i pojechać w świat. O g. 7:50 wszedłem do gmachu dworca PKP w Bolesławcu. Wnętrze śmierdzi jak kloaka. Trochę chłodno. Ja w kapturze, rękawiczkach i traperach. Ładna dziewczyna w najeczkach do kostki. Bez skarpetek, albo w stopkach. Kobiety są silniejsze. Rozejrzałem się. Stojąc na dworcu kolejowym określenie „jechać w świat” oznacza, w praktyce, w lewo lub w prawo. W lewo więc, Węgliniec, bądź Lubań – w prawo Wrocław, Kraków. Po krótkim namyśle stwierdziłem, z całym szacunkiem dla Węglińca, że pojadę na wschód. Tam powinna być jakaś cywilizacja…

PKP Bolesławiec. Widok na zachód.
Czytaj dalej „Grudniowa wyprawa”