Dramaty długoweekendowego grzesznika

Z teszczaka wróciłem, bo się browce wyzerowały, zanim w ogóle jakiś nastrój wystąpił.
A tam straszne ciotowanie odchodzi. Kolejka rozrośnięta jak bice na sterydach, ale co oni w ogóle kupują? Przede mną, na ten przykład – Janusz stał, rozumiecie, z DWOMA SERKAMI BIAŁYMI GRANULOWANYMI. Ja się turlam przed północą do marketu, aby gasić szalejący pożar niedopicia – a tu gość, blokuje pozycję w ogonie, w okresie pełnej emergencji – żeby kupić sobie serek. Przed nim, był też jakiś oryginał, który z kolei miał boczek wędzony, jakieś pieluchy i… trójkąt ostrzegawczy! Dalej jakaś silna grupa niuń, w towarzystwie rurkowców z białymi koszulinami na chudych dupach, kupowała jakieś mdłe małmazje.
Całe szczęście, na samoobsłudze, zadowolony, znajomy Sebix kombinował jak tu inteligentnie rozmieścić w wózku 12 paletowych zgrzewek Perły i 5 kilo kiełbasy, bo bym się załamał jako Polak miasta tego. Tymczasem przechodzę na xhamstera.

Bez odbioru.

[DinX]

Ulisses

Miałem pewną istotną potrzebę, aby zacytować w blogowym tekście kilka zdań z Ulisses’a Jamesa Joyce’a.
Ulisses zawsze uważany był za książkę elitarną, ciężką, powikłaną – w zasadzie nie do przeczytania. Dlatego też przeczytałem ją w okolicach 19 roku życia. Lubię wyzwania, a poza tym – coś mnie po prostu, w tym grubym, błękitnym tomisku bez obrazków, które mijałem od maleńkości na półkach biblioteki rodziców, fascynowało.

W związku z wspomnianą potrzebą, wygooglałem stosownie tytuł i autora, po czym okazało się, że… minęło już sporo czasu – a Ulisses pozostał dokładnie tak samo elitarny. Na kilku stronach www chcą tę książkę sprzedać, na innych kilku streszczają pod kątem przyszłych inteligentów – wyborców Platformy Obywatelskiej  (heh! Streścić Ulissesa!). Na pozostałych trzech – dywagują, czy to jest książką “ciężka”, bo oni za ciężką uważają Imię Róży.  Na żadnej stronie nie ma jednak ani zdania z książki. Posiliłem się Projektem Gutenberga, który publikuje całość w języku angielskim.

I nasunął mi się taki wniosek – Internet to nie jest świat miłośników literatury.  Komputer nigdy nie zastąpi papierowej książki, ani gazety – choć tę drugą, ze względu na obniżanie poziomu prasy – ma szansę, z pewnością, znacznie szybciej (Dziennik.pl: Sutki Rihanny wyjrzały spod bluzeczki).

I jeszcze przyszły mi na myśl takie dwa fajne cytaty z klasyków. Adam Michnik posługiwał się określeniem: hołota gardłująca w Internecie (nie wzbudziło niczyjego oburzenia). Jarosław Kaczyński zaś stwierdził, że internauci przed komputerami piją piwo i walą konia oglądając pornole (wzbudziło oburzenie wszystkich).

Ja osobiście uważam, że obydwaj mają rację, bo co najwyżej 5% ludzi robi (poza celami czysto użytkowymi, jak cele zawodowe czy home banking) rzeczywiście z tym Internetem coś konstruktywnego.
Ktoś z naukowców społecznych zadał sobie trud, by przebadać zawartość wpisów wiodącego serwisu mikroblogowego.  Z resztą samo już pojęcie mikrobloga sugeruje, że autor zabiera się za skalę pracy, stosownie do własnych możliwości literacko-intelektualnych.

Wyniki badań były następujące:

  • 46% wpisów to bełkot.
  • 42% to dialogi użytkowników a’la komunikator.
  • 8% to komunikaty typu co ja teraz robię. Pozostałe
  • 4% to publikacje mające charakter treściwej informacji.

Wychowaj sobie małego geniusza

Wychowaj sobie małego geniusza – to nieustająco gorący temat kolorowej prasy rodzicielskiej. Pojawia się on jako temat z okładki – prawie co drugi numer, czyli mniej więcej tak samo często jak w prasie kobiecej: „jak sprawić, by piersi wyglądały na większe”, „jak sprawić by pupa wyglądała na mniejszą” – to w Tinie, czy też „jak zapewnić sobie 200 orgazmów na dobę” w Cosmo, albo znów „jak sprawić by ona myślała, że masz większego niż masz w rzeczywistości”, bądź „osiągnij przed wakacjami w dwa tygodnie wygląd Lewandowskiego – nie przestając pić piwa i ćwicząc 16 sekund dziennie” – to w Men’s Health.

Gdy więc już wyrasta się chwilowo z nastroju na wylaszczanie się i zmaganie z orgazamami, które opadają człowieka ze wszech stron jak sukcesy rząd PIS-u – zmieniając kolejną pieluchę, 80% aspirujących rodziców – marzy o tym, aby wyhodować geniusza – a dostawcy kolorowej świadomości społecznej a’ 3,5 zł/szt.  – chętnie w tym dopomogą.

Wychowaj sobie małego geniusza – czytamy więc co drugi tydzień w co drugiej gazecie w stylu „Mamatataija„.

Dzisiaj zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy na żadnej z tych okładek nie znalazłem choćby nieco mniej krzyczącego anonsu: Wychowaj sobie porządnego człowieka.

Ale co to w końcu za wyzwanie w Polsce XXI wieku.

Nadchodzi tolerancja. Uciekajmy w góry!

Kilka mnie myśli naszło, w tym pracowitym tygodniu – więc szybko je tu zapiszę, bo na 100% zapomnę. – tak jak mi ostatnio z głowy wyszła data pierwszego lądowania człowieka na słońcu.
Po pierwsze więc – taka reklama mnie poruszyła, gdzie młodzieniec oświadcza, że jest swoim dziadkiem, swoją nauczycielką, swoim kumplem, itp. Ta logika reklamowa, sprawia, że nic nie stoi na przeszkodzie, by był również na przykład swoim członkiem. Kumpla też. Albo hemoroidami dziadka. Ta reklama ma przesłanie – wyrażaj się w pełni! I to mi się podoba.

Po drugie jej świątobliwość Unia Europejska zadecydowała, że zniesie formy grzecznościowe – pan, pani, bo są seksistowskie, staroświeckie i obrażają uczucia. Jakieś tam.

Przedstawiłem sobie natychmiast – jak to będzie wyglądało np, w urzędach, czy podczas kontroli drogowej, gdy policjant rzuci do mnie – na europejskim luzie: daj dokumenty i szoruj do radiowozu!

A ja do niego: Najpierw pokaż legitymację służbową! Albo spadaj!

Niedługo urzędnicy z Brukseli zniosą też formy powitalne – typu “dzień dobry” – bo zwyczajnie mogą irytować tych, którym się na ten przykład wydaje, że wcale dobry nie jest.

A tak a propos – co się mówi o 2:30 w nocy na powitanie? Dobranoc? Bo przecież to nie wieczór.

Ale to dopiero po tym gdy Hiszpania zalegalizuje już współżycie z małpami wąskonosymi. I samochodami wyposażonymi w katalizator wraz z filtrem cząstek stałych.

Panie feministki chadzały 8 marca – w komunistyczny dzień kobiet, po ulicach miast w ramach tzw. manif. Manifowały, że zdrowie tak – zdrowaśki nie! Jakoś nie mogę powiązać sensu tych okrzyków.
Być może wszystko przez to, że polskie feministki, żyją w cnocie i celibacie. Z tym, że w odróżnieniu od zakonnych – one niczego nikomu nie ślubowały. Zdrowiem w Polsce, w każdym razie, o ile mi wiadomo, nie zajmuje się kościół, a bodaj “rząd” Donalda Tuska z Lady Kopacz na czele.
Od kilku dni słychać, że ta postępowa pani – nie ma zamiaru gadać z nikim, ani o szczepieniach zabezpieczających przed rakiem szyjki macicy, ani o znieczuleniach przy porodzie. Potrafię zrozumieć, że łysiejąca Kopacz czerpie z tego drobną satysfakcję, taka mała Schadenfreude. Życie ma boleć!

Dzisiaj podali, że do europarlamentu zastartuje z PO – Marian Krzaklewski. Przypomnę, że to była najbardziej swego czasu obciachowa postać dla tzw. krajowej inteligencji. Nienawidzili go mniej więcej tak samo jak 15 lat temu Wałęsy, a obecnie Kaczyńskiego.

Wcześniej na jakąś tam fuchę w Eurolandzie zaproponowali Cimoszewicza. Jakby już się pomysły skończyły, to chciałem nieśmiało przypomnieć, o teoriach, że Adolf Hitler żyje. Ponoć gdzieś w Ameryce Południowej.

Jak zawsze zaskoczeni.

Znacie już Państwo zapewne ukute przeze mnie pojęcie “Święto dziennikarza”. To zwykle jakaś sążnista katastrofa, gdzie trup ściele się gęsto, płonące wraki pokrywają hektary, a osierocone dzieci łkają, kierując ku niebu złorzeczące piąstki. Aha! Oczywiście TVN24 wysyła tam wszystkie “błękitne”!

Przykładem “ŚD” była katastrofa śmigłowca ratowniczego pod Wrocławiem – sprzed dwóch, bodaj tygodni.

Helikopter spadł przed ósmą rano. Całą akcję śledziłem na bieżąco. Miałem włączone stacjonarne CB na kanale 19, a przygotowywałem się właśnie do jazdy tym odcinkiem A4.

Jednocześnie miałem włączony TVN24.

Z CB radia wiedziałem o g. 8.00, że pas A4 nieopodal Legnicy został zamknięty na odcinku 20 km dla ruchu.

Tymczasem TVN24, który dotarł z kamerami, około 8.20 do miejsca katastrofy – przez 2 GODZINY POKAZYWAŁ ZAPĘTLONE kilkuminutowe UJĘCIE BIEGAJĄCYCH OBOK ROZBITEGO ŚMIGŁOWCA STRAŻAKÓW – podkładając pod nie durnowate wywiady i opinie ludzi, których udało się o tej, w pół do dziewiątej, gdzieś znaleźć i… żeby mieli cokolwiek wspólnego ze śmigłowcami albo ratownikami medycznymi. Żeby coś tam pobrąchali – byle w kontekście śmigłowców, katastrof i medyków. Ze szczególnym uwzględnieniem KATASTROF.

To był po prostu koncert żerowania na TRUPACH. Gdy te typki, pod pozorem informowania społeczeństwa – robili smutne minki, a natężenie powtarzania na kwadrans frazy zawierającej ilość potwierdzonych ofiar – była proporcjonalna w kwadracie do ich rzeczywistego narastania.

Przez te 2 godziny – ta TELEWIZJA INFORMACYJNA nie podała ANI JEDNEJ informacji o tym, że tworzą się na A4 10 kilometrowe korki, a nie daj BÓG już nikt z nich nie wpadł na to, aby poinformować ludzi, żeby od granicy Niemiec nie pchać się pod Legnicę po A4. A coś o ewentualnych propozycjach objazdów? Nigdy!

Ważne było wtedy dywagowanie – czy MI2 spadł bo była mgła, czy może dlatego, że był stary, a może dlatego, że płaty wirnika uległy oblodzeniu.

Jak wiadomo Kowalski – bez tej wiedzy, nie mógłby w spokoju wypić porannej kawy.

Dziś wieczorem podano nagłówek w portalu młodych, wykształconych z wielkich miast:

Zaskakujące wyniki sekcji zwłok Faissta!

Zapamiętajmy: Zaskakujące!

Znana jest przyczyna śmierci Sebastiana Faissta, 21-letniego szczypiornisty reprezentacji Niemiec. Młody zawodnik zmarł z powodu niewydolności serca. Wcześniej podejrzewano, że przyczyna zgonu był tętniak mózgu, lub też pęknięcie naczynia krwionośnego w czaszce.

Prawda, że jesteście zaskoczeni?

Ja jestem cholernie!

Słowacy sprawdzają jak się robi zakupy w Euro.

Nie było chyba wczoraj Słowaka, który nie wybrałby się na mniejsze lub większe zakupy. Praktycznie każdy chciał sprawdzić, jak płaci się w euro, nowej walucie, którą nasi południowi sąsiedzi przyjęli wraz z nadejściem 1 stycznia tego roku. Informuje “Dziennik Zachodni”.

“DZ” zauważył, że Słowacy ruszyli robić mniejsze lub większe zakupy. Muszę Państwu zdradzić, że ja również ruszyłem wczoraj do sklepu – łącznie ich odwiedziłem z 5. Zdarzył się nawet lokal gastronomiczny!
I muszę Państwu powiedzieć, że w naszym regionie Polski – nie wprowadzono Euro!

Natomiast mogę chętnie opowiedzieć Słowakom, Polakom i naturalnie polskim dziennikarzom jak się robi zakupy w Euro, gdyż robiłem, nie tak dawno, przez cały tydzień. Otóż zakupy w Euro… robi się tak samo jak w innych walutach. Wyciąga się z porfela banknot lub monetę, płaci i otrzymuje resztę. Lub nie.

Pytanie jest ILE się płaci. I tu mogę Państwu również podać odpowiedź. W znajomym pensjonacie górskim nieopodal Popradu od lat płaciło się za pobyt w okresie sylwestrowym równowartość 60 PLN od osoby za dzień. Z okazji wejścia Słowacji do strefy Euro – pan Miloslav poprosił był o 25 Euro od osoby za dzień. Daje to wg. dzisiejszego kursu 104 PLN.

Cena za nocleg wzrosła więc od grudnia 2007 do grudnia 2008 o 44 PLN.

Komentarz dopiszcie sobie Państwo sami.

Spokojnych Świąt życzy redakcja!

Usiedliśmy w rodzinnym gronie, po dniu na świeżym powietrzu,  do obiadu świątecznego. Tak po piątej. Ktoś, w odruchu zwykłym, czy też zwyczajnie, w celach rozrywkowych, włączył był telewizor nastrojony na Publiczną Telewizję TVP1, nośnik misji kulturalnej, jutrzenkę pozytywistyczną – jedyną szansę dla masy narodu, tej – która nienawykła do literatury, czytania w ogóle. Ta misja TV publicznej – to dla tych ludzi, co by nie gadać jedyna szansa kształtowania postaw.

I tam, o tej godzinie 17.20 scena miała miejsce, że ksiądz katolicki, Żmijewski Artur, stanął na światłach, wedle panów na japońskim motocyklu typu ścigacz. I wystartowali. I ksiądz Żmijewski ze startu wspólnego wyrwał na jakieś 10 metrów. Ale potem tamci wyprzedzili go. I za jakieś metrów 500, spotkali pana na motocyklu, na poboczu i jęli bić go okrutnie, aż padł. I gdy padł – bili dalej, kopali, w brzuch, krocze, plecy, co systematycznie i z wielką dozą realizmu ukazywały kadry filmu. Po czem, gdy ofiara już zrezygnowała z ostentacyjnego dawania znaków życia, odstąpili.

Wsiedli na motocykl i popędzili z powrotem. Mijając księdza Żmijewskiego – pan na tylnym siedzisku pocelował go eleganckim flekiem w splot słoneczny, czegoż efektem duchowny przywitał się z asfaltem w nader spektakularny sposób.

Spokojnych Świąt życzy Redakcja!

Pierwszy Dzień Świąt
TVP1 17:20  Ojciec Mateusz

Karły, dwugłowe cielęta i owłosione kobiety

Miałem nie tak dawno niewątpliwą nieprzyjemność obejrzeć przez przypadek, w jednej z TV, najnowsze show, stanowiące oś zainteresowania krajowych elit intelektualnych, w chwilach gdy przypadkiem w siostrzanej stacji nie napawają się codziennym festiwalem charkania na Kaczyńskich. Program zatytułowany jest bodaj: “Mam talent” i jest współczesnym ucieleśnieniem objazdowych cyrków dziwolągów, które bawiły hołotę jakieś 200 lat temu. Eksploatowana do granic możliwości, od czasów Idola konwencja, w której szaraczki mogą pokazać się na wizji – stanowiąc jednocześnie tło dla sfilcowanych gwiazdek wylansowanych krajowym podciśnieniem w branży medialno-rozrywkowej.

Ach! No i jeszcze do tego wszystkiego sprawdzony już w starożytnym Rzymie motyw łaski, bądź niełaski dla wypuszczonego na arenę – jelenia. Klasyka gatunku.
Jednak niesmak, jaki budzi ten zestaw – gdy na scenę pcha się jakiś koleżka, którego pętają kaftanem bezpieczeństwa, kwartet klasyczny, który wijąca się w przerysowanych zachwytach aktorka Foremniak przerabia na półkurwia z cycem na wierzchu, zaś do 10-letniego tańczącego chłopca – Wojewódzki z Prokopem gadają o biustonoszach i plemnikach. Do kompletu Agnieszka Chylińska, jedna z najlepszych polskich wokalistek rockowych, symbol – swego czasu anarchii i nonkonformizmu, w jednej ławie z tymi pokrakami – wzruszająca się do łez, gdy jakaś 10 letnia dziewczynka – śpiewa, o zgrozo, pieśń z repertuaru Violetty Villas.

To nie jest tak, że pieniądze nie śmierdzą. Śmierdzą jak cholera. Ale są tacy, którym, choćby najpodlejszy smród gówna w życiu nie przeszkadza.

Trzeba mieć, rozumicie, nerw i gust, aby to oglądać.

Cuda nocą, spojrzenia księżyca i 10 baniek w totka.

Andante Allegro miał na rano do roboty. Rano późne. Bo nie było mu w smak od maleńkości się szarpać. Nastawiony przed snem radiobudzik z wrodzonym sobie bezwdziękiem odpalił nagle i bez wstępów:
gawarit Moskva! Rabotajet wsie radiostancje Sovietskovo Sajuza! Moskievskie Wriemia diesjat czasov, dvie minuty!

Się potem obudził. Czy nie. 
W każdym razie, miał nie do końca zbalansowane układy z ludźmi, od których mocno zależał.
Był moment, że się zatrwożył, wyhamował.
Ale spojrzał w niebo, które jak zwykle uświadomiło mu małość ludzkości względem potęgi wszechświata.
Zapalił sobie. Skiego.
Dyskretnie burknął ośmiocylindrowym motorem Firebirda i zapomniał o zatrzymywaniu się. Już kiedykolwiek. W drodze do swojej fabryki.

Zapomniał bo musiał. I wtedy zamarzył o jej zwiewności.
Jak chwili. Wieczornej mgle.
Przeganianej przez świszczący podmuch – ducha przełęczy.
Zamarzył o niej jak o śnie.
Który budzi uśmiechem. I półwytrawnym smakiem. I pozostawia niedosyt…

Manu Chao – El Viento

Wiatr gdzieś leci i powraca.
Tak jak człowiek, przez granicę.
Jak głód.
Bez wyraźnego powodu.
Tak, se chodzą wzdłuż szosy…

Co rok w środku miasta

Dzisiaj, około 23.00, czyli niedługo po zakończeniu życia, udałem się na spokojne zakupy do Tesco. 2 i pół litra wina, miętowe cukierki, by zabić mizmat sowich odchodów w gębie i noworutin ce.

Nie męczyłem karku, gdyż sfera moich zainteresować znajdowała się, jak to w przypadku zubożałej szlachty, na regałach poniżej kolan. Wreszcie po napełnieniu koszyka uniosłem wzrok, by przekonać się o tym, że na 578 stanowisk kasowych, które wyznaczały regularną linię wygasania markecianego horyzontu, czynne są dwa. Do każdego z nich podłączał się ogon 30 osób, posiadających gęby jak z kreskówki.
Nawet była Kasia bez makijażu. Szok.
Stworzył się w tym markecie, taki rzekłbym, nastrój przedświąteczny, bo zobaczyć coś podobnego o 23 normalnie nie można. W końcu dziewczę przyszło, gdy czaiłem się, a właściwie podrzemywałem, czekając na cud jaki i oznajmiło, że włącza kasę, ale “to potrwa zanim rozłoży”.
I tak się opłaciło, bo byłem drugi, ale trzeci, gdyż dziewczyna z kulkami w powiece, zawołała swojego chłopca, też z kulkami i mimo, że to ona była zgodnie z moim odczuciem trzecia, to moje odczucia, dla niej, znaczenie miały raczej drugoplanowe i w ten sposób stałem się trzeci.

U wyjścia z marketu był tłumek ludzi. I plecami stał odwrócony chłopak w kurtce SUZUKI. Miał w dłoniach dwie, dorodne, róże pąsowe. A wyciągnął je z samochodu Ford Sierra, który mógłbym przysiąc, cały był tymi kwiatami wypełniony.
Odjechałem. Drogę przebiegł mi kotek. Potem wchodziłem po schodach i koty się biły.
I się myliłem, bo to nie koty były, a jakaś kuna, która tego kota normalnie goniła.
I takie rzeczy, rozumicie. W środku miasta.